nPrawdę mówiąc – moje zainteresowanie doTERRA nie zaczęło się od troski o zdrowie dzieci.
Nie szukałam olejków w internecie. Nie czytałam blogów.
Kiedyś używałam olejków eterycznych jako odświeżaczy powietrza – do kominka, do patyczków zapachowych. Ale nie dla zdrowia. Nic z tych rzeczy.
doTERRA przyszła do mnie… z telefonu.
Pewnego dnia zadzwoniła koleżanka, z którą dawno nie miałam kontaktu. Kiedyś mieszkała na tym samym osiedlu, potem wyprowadziła się na drugi koniec miasta.
Zapytała: „Chcesz się spotkać? Buduję biznes i szukam ludzi do zespołu.”
Biznes? Zespół?
Pomyślałam: Dodatkowy dochód? Brzmi ciekawie. Mam trójkę dzieci, a z pensji nauczyciela kokosów nie ma.
Spotkanie nic nie kosztuje, a i tak dawno się nie widziałyśmy. Zgodziłam się.
Nie wiedziałam, czego się spodziewać.
I wtedy usłyszałam coś, co zupełnie wywróciło moje wyobrażenie o „robieniu biznesu”.
Opowiadała z pasją, zaangażowaniem. Mówiła o zmianie.
Nauczycielka – jak ja – która postanowiła zrobić coś inaczej.
Powiedziała: „Robię biznes.”
I zaprosiła mnie do świata, którego kompletnie nie znałam. Do… MLM.
MLM? Nigdy wcześniej nie byłam w żadnym. Nie miałam ani dobrych, ani złych doświadczeń.
Ale… zaczęłam słuchać.
Opowiadała o firmie, która ma jeden z najlepszych produktów na świecie.
Produkt, który broni się sam.
O firmie, która dba nie tylko o klientów, ale o tych na samym początku łańcucha – o rolników, ich rodziny, małe destylarnie gdzieś na końcu świata.
Ludziach, dzięki którym moje życie może stać się prostsze, spokojniejsze i zdrowsze.
O produkcie, który daje sprawczość.
Daje poczucie, że mogę coś zrobić – dla siebie, dla dzieci. Że nie muszę pędzić do apteki w środku nocy.
Dziś potrafię zareagować przy przeziębieniu, bólu ucha, otarciu, gorączce. I robię to niemal z zamkniętymi oczami.
Ale to jeszcze nie wszystko.
Usłyszałam o firmie, która sadzi drzewa, ratuje środowisko.
Działa zgodnie z zasadą: „Zostawiamy lepiej, niż zastaliśmy.”
Na przykład na Hawajach – po pożarach, które zniszczyły ogromne połacie lasów – posadzili milion drzew sandałowych. Ale nie byle jak. Stworzyli cały ekosystem, który przetrwa.
Myślą w perspektywie 30 lat.
To nie tylko biznes – to misja.
Usłyszałam też o działaniach charytatywnych – także w Polsce, np. wsparcie dla Fundacji Gajusz.
Usłyszałam o ludziach, którzy chcą nieść nadzieję, a nie tylko się wzbogacić.
O marzeniach, współpracy, pasji i zaangażowaniu.
Co mnie obchodzą ludzie na końcu świata?
A potem zrozumiałam – dla nich to ja jestem na końcu świata.
A przecież tu też potrzebna jest nadzieja.
Potrzebne są marzenia, zaangażowanie, współpraca.
Potrzebne jest przekonanie, że moja rodzina może żyć inaczej.
Usłyszałam historię o czterech przyjaciołach, którzy chcieli znaleźć najczystsze olejki dla swoich rodzin.
Kiedy okazało się, że takich nie ma – bo nikt nie reguluje ich jakości – postanowili je po prostu… stworzyć.
Zaczęli od trzech olejków.
Dziś jest ich ponad 180.
doTERRA działa w 130 krajach na całym świecie.
Wspiera dziesiątki plantacji, tysiące rolników i setki tysięcy rodzin.
Wtedy nie znałam jeszcze żadnego produktu.
Nie miałam w ręku ani jednej buteleczki.
A mimo to… wiedziałam, że chcę być częścią tego marzenia.
Skoczyłam na głęboką wodę. W nieznany świat aromaterapii.
A mój mąż – jeszcze bardziej szalony niż ja – powiedział: „Idź. Wierzę w ciebie.”
I tak się zaczęło.
Dziś jesteśmy kolejną parą z marzeniem w sercu i błyskiem w oczach.
Bo tego nie da się zatrzymać.
Nie da się trzymać światła pod korcem, nie da się zatrzymać wodospadu.
Nie da się zamknąć mgły w klatce.
Dziś uczę innych, jak korzystać z tego, co dała nam natura.
Jak poprawić jakość życia, mieć więcej spokoju, zdrowia i energii.
Jak poczuć, że mogę coś zmienić – nawet jeśli to tylko kilka kropli olejku dziennie.
I nie zamierzam się zatrzymywać.
Nie musisz iść ze mną. Nie będę namawiać.
Ale mam jedno pytanie:
Czy to, co masz dzisiaj – praca, dom, zabieganie, stres, kłopoty ze snem – to wszystko, czego oczekujesz od życia?
Czy naprawdę to wszystko, co możesz dostać?
A co, jeśli powiem Ci, że może być inaczej?
Że możesz budzić się bez budzika.
Pracować w rytmie, który Ci służy.
Z ludźmi, których lubisz. Robić coś, co ma znaczenie.
Że możesz pracować z plaży, z domku w środku lasu albo z własnej kanapy.
Że możesz pomagać innym – i jednocześnie zmieniać swoje życie?
To możliwe.
Nie od razu. Ale dużo bardziej realne, niż myślisz.
Jestem marzycielem.
I wiem jedno: To właśnie marzyciele zmieniają świat. Dla nich niemożliwe… po prostu trwa trochę dłużej.